Ferdydurke

Ma symbolizować młodość, sportową energiczność, zdrowie a także swobodę obyczajów, w tym swobodę erotyczną. Józio dostaje swój pokój i odtąd mieszka u Młodziaków. Postanawia sobie, że uda mu się przełamać forme nowoczesności jakiej hołdują Młodziakowie. Bezskutecznie próbuje nawiązać kontekt z Zutą, która coraz bardziej mu się podoba. Nagle z przedpokoju słychać wrzask. Krzyczała służąca, gdyż przyszedł do niej Miętus i próbował dopuścić się na niej gwałtu, oczywiście w cudzysłowie. Przyniósł ze sobą serdelki i pół butelke czystej monopolowej. Józio w rozmowie z Miętusem zwierza mi się, że zakochał się w Zucie. Miętus oznajmia, że ich kolega z klasy, Kopyrda, też interesuje się Zutą. Ponadto Miętus marzy o znalezieniu prawdziwego parobka. Mijają dni. Józio chodi do szkoły i znacznie poprawił się w nauce. Chce dzięki temu zwrócić uwagę Zuty. Ponadto chce zbliżyć się do Kopyrdy, aby wysądować co łączy go z Zutą. Tymczasem nadchodzi tragiczna wiadomość: zgwałcony przez uszy Syfon powiesił się – nie mógł zapomnieć słów którymi go uświadomiono. Po powrocie ze szkoły Józio i rodzina Młodziaków zasiadają do obiadu. Nowoczesność rodziny wychodzi w ich rozmowie. Pani Młodziakowa, widząc że Zuta wróciła ze szkoły z jakimś chłopcem mówi: „Zuta, a może umówiłaś się z nim? Doskonale, może chcesz wybrać się z nim na kajak, na cały dzień. A może chcesz pojechać na weekend i nie wracać na noc? Nie wracaj w takim razie, nie wracaj śmiało. Albo może chcesz wybrać się bez pieniędzy? Może chcesz żeby on za ciebie płacił? A może wolisz płacić za niego, żeby on był na twoim utrzymaniu? W takim razie dam ci pieniądze”. Pan Młodziak na to:” Pewnie, nic w tym złego. Zyta, jeżeli chcesz mieć dziecko nieślubne bardzo prosze, a cóż w tym złego? Kult dziewictwa ustał”.  Nagle Józio nieoczekiwanie mówi do młodziakowej „mamusia, mamusia”. Wszyscy są zaskoczeni i ukradkiem wychodzą.

Józio odzyskuje pewność siebie i wie, że jest w stanie rozbić gębe nowoczesności jaką przyjęła rodzina Młodziaków. Jednocześnie Józio staje się wolnym od Zuty i profesora Pimki. Józio próbuje znaleźć sposób na przełamanie ich nowoczesności. Podczas nieobecności Zuty przegląda jej rzeczy i znajduje plik listów od zakochanych, w tym od Kopyrdy i profesora Pimki. Józio wpada na pomysł i pismem Zuty pisze dwa identyczne lity i wysyła je do Kopyrdy i Pimki, o treści:”Jutro, w czwartek o dwónastej w nocy zastukaj do okna z werandy. Wpuszczę. Z.”. Nazajutrz o północy przychodzi Kopyrda. Józio wszystko podgląda. Zuta udaje, że nie jest zaskoczona jego obecnością i wpuszcza go do środka. Następnie wyzwolona obyczajowo Zuta chwyta Kopyrdę i zaczyna go całować. W chwilę później słychać pukanie do okna i pojawia się Pimko. Na ten moment czekał Józio. Zaczyna krzyczeć, że w domu jest złodziej. Kopyrda i Pimko chowają się w szafach. Przybiegają rodzice Zuty i na widok Kopyrdy ganią Józia za wtrącanie się w nieswoje sprawy. Nie mają nic przeciwko obecności Kopyrdy u Zuty, wtedy Józio otwiera drugą szafe, w której był Pimko. Dla nowoczesnych Młodziaków był to ciężar nie do zniesienia. Inżynier Młodziak wpada w szał, policzkuje Pimkę i szarpie się z Kopyrdą. Dołącza się też pani Młodziakowa i Zuta. Józio odnosi zwycięstwo. Forma nowoczesności została przełamana. Józio wymyka się z domu wraz z Miętusem, któremu właśnie udało się uwieść służącą. Razem wyruszają w poszukiwaniu prawdziwego parobka, wolnego od wszelkich form i prawdziwie naturalnego. W tym miejscu następuje kolejne przerwanie ciągłości fabuły: Gombrowicz przedstawia historię Filiberta dzieckiem podszytego. Widzimy mecz tenisowy. Widownia klaszcze z zachwytu. Zazdrosny o oklasku pułkownik, który siedział na trybunach wyjmuje broń i strzela do piłki. Kula przebija jednak piłke i trafia w pewnego przemysłowca.

Nagle ktoś z publiczności dostaje ataku epilepsji, inna osoba uderzyła w twarz inną osobe. Ktoś skoczył siedzącej przed nim kobiecie na głowe. Nagle wszyscy mężczyźni zaczynają dosiadywać swoje kobiety jak konie. Na środek wychodzi markiz De Filibert i pyta, czy ktoś z zebranych chciałby obrazić jego żone. Dżentelmeni podjeżdżali na swoich kobietach i obrażali żonę markiza. Obrażona kobieta nagle urodziła dziecko. Jak pisze Gombrowicz: „Markiz podszyty dzieckiem tak nieoczekiwanie, opatrzony i uzupełniony dzieckiem w momencie gdy występował pojedynczo, jako dżentelmen dorosły sam w sobie zawstydził się i poszedł do domu, podczas gdy grzmot oklasków rozległ się wśród widzów.”. Józio i Miętus wyjeżdżają z Warszawy. Za miastem spotykają chłopów, lecz zachowywali się oni conajmniej dziwnie, gdyż szczekali jak psy i byli agresywni, nie byli więc otwarci na przybyszów z miasta. Chłopców ratuje ciotka Hurlecka, która przejeżdżała w pobliżu. Zabiera ich do dworku w Bolimowie. Ciotka tak jak profesor Pimko traktuje Józia jak dziecko. We dworze Hurleckich, oprócz ciotki mieszkali: wój Konstanty oraz ich syn Zygmunt i córka Zosia. W Bolimowie usługuje parobek Walek. Miętus dostrzega u niego naturalność, jak mówi:”ma gębe zwykłą, gebe bez miny. Typowy parobek, lepszego nigdzie nie znajde.”. Miętus pobratał się z parobkiem Walkiem, przez co zaburzył obecną hierarchię społeczną – ktoś z wyższych sfer pobratał się z ludem i Józio rozumie niebezpieczeństwo tego precedensu, który groził rozruchami społecznymi i konfliktem klas. Tymczasem wój Konstanty zaczyna podejrzewać Miętusa o skłonności homoseksualne. Miętus tłumaczy się, że chodzi mu o kontakty jak z kolegą w jego wieku. Józio planuje ucieczkę z Bolimowa i na prośbę Miętusa próbują porwać ze sobą parobka Walka. Zostają jednak przyłapani przez Wója Konstantego, a Walek zostaje posądzony o kradzież. Konstanty w nerwach zaczyna bić Walka. Interweniuje Miętus. Walek przypadkowo uderza w twarz Konstantego. Rozpoczyna się bijatyka i bunt chłopów. Józio ucieka z Bolimowa, a po drodze przyłącza się do niego Zosia, co tworzy swoiste niby-porwanie Zosi. Następnie Józio chciał porzucić Zosie, lecz łączy ich pocałunek. Następuje koniec powieści, której finalną konkluzją jest to, iż nie da się uciec od narzuconej formy: „Nie ma ucieczki przed gębą jak tylko w inną gębe, a przed człowiekiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka, przed pupą zaś w ogóle nie ma ucieczki. Ścigajcie mnie jeśli chcecie, uciekam z gębą w rękach”. Utwór kończą słowa: „Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *